GN 41/2024 Archiwum

Piórem jak cepem, czyli kultowe gawędy z „Gościa”

Z okazji urodzin „Gościa Niedzielnego” (9 września 1923 r. ukazał się pierwszy numer GN) przypominamy kultową serię felietonów. Przed wojną to właśnie od tych tekstów wielu czytelników rozpoczynało lekturę naszego tygodnika.

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Już mi nawet na stare lata spokoju nie dadzą. Myślę sobie, że teraski, kiedy masz dziadzie siódmy krzyżyk na plecach a twoja staro ziewając spuszcza paciorek po paciorku o szczęśliwa dla nas obu śmierć  — teraz mogę wypocząć za piecem, jeść żur z kartoflami i szperką, nie dbać o tę psią walutę i zaglądać za wygodnym kącikiem przy Bożem chlebożku. Aż tu przychodzi do mnie Czcigodny nasz ksiądz proboszcz i nuże zaczyna mnie miedzy ziebra sztuchać i namawiać, abym zaczął pisać gawędy, gdyż moje rzemiosło to jest włóczyć się po świecie i strzyc oczyma w lewo i prawo, czy wszystko w porządku i ganić co złe, a chwalić co dobre. Przyznom się, że nierod z zapieca wyłaża, bo na dwór to ani psa nie wygnać, a jeźli chca gawędy pisać, musza znowu wziąć nogi na ramie i iść, i przypatrywać się jak dzisiej ludzie żyją, co robią, jak się bawią abym mógł potem wyrżnąć gawędę i napisać tak, żeby się moja pisanina trzymała ładu i składu. I też ksiądz proboszcz nielekką mioł zemną robotę, aż mnie nakłonił do wdania się w gawędy. Ale kiedych sie dowiedzioł, że na polskim Górnym Śląsku wychodzi „Gość Niedzielny”, jakosikej gazetka, która sie zajmuje sprawami religijnemi, to już byłem udobruchany i jak widzicie ciosom pierwszą gawęda aż Bogu miło. Nie idzie mi to jeszcze od ręki, bo przyznom sie, żech już downo przestoł pisać i bardzo niesporo mi to jakosik z miejsca idzie. Ale skoro sie jeno rozmachom, to myśla, że tam jeszcze byda piórem robił, niby cepem w stodole.

I tak mi nic nie zostanie, jak wysmarować buty, wdzioć na sia porządny ciepły płaszcz, wsadzić na głowa baranina a do kapsy tabakierka, wziąć do ręki mego nieodstępnego towarzysza sękatego i włóczyć się po świecie do woli Boskiej, machać sękatem w prawo i lewo i pisać gawędy, jak długo jeszcze byda mógł. A moje kobiecko niech siedzi doma, niech dogląda chudoby i niech jeszcze haruje od rana do wieczora, bo sie dziadowi na starość jeszcze dostało ruszać po Bożym świecie, aby czytelnicy „Gościa Niedzielnego” mieli od czasu do czasu gawędę, taką, jaką robię zawsze somsiadom i kmotrom, kiedy przychodzą do chałupy. Nie byda sie tam wysiloł pisać jak to padajom językiem literackim (jakby to kto językiem pisać umioł — jo już nie, bo pisza piórem) ale też nie byda naszego górnośląskiego języka naciągoł i koślawił, jeno tak byda pisoł ja gawędza, bo za to ręczy dawne pochodzenie moje z dziada i pradziada jako gawędziarz, o czem wszystkim donoszę, przedstawiając im się jako życzliwy sługa.
Stach Kropiciel

„Gość Niedzielny”, nr 7/1924

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..