Nowy numer 17/2024 Archiwum

Czy mamy się bać Bożego sądu?

Na to pytanie odpowiadał ks. Grzegorz Strzelczyk na łamach „Gościa Niedzielnego” w 2002 r.

– To, co nieznane, zwykle budzi w człowieku jednocześnie lęk i zaciekawienie. Tym bardziej gdy dotyczy jego losu. Trudno się więc dziwić, że ludzkiemu myśleniu o śmierci i o tym, co nastąpi po niej, te dwa uczucia towarzyszę z wielkim natężeniem. Nie jesteśmy od nich wolni także my, wierzący – przyznał teolog obecny i dziś na naszych łamach.

– Zacznijmy od tego, iż Nowy Testament bardzo powściągliwie wypowiada się o tym, co nas czeka. Ani Jezusowi, ani Apostołom nie zależało na zaspokajaniu ludzkiej ciekawości – zauważył.

– Nie wiemy, jak będziemy wyglądać po zmartwychwstaniu i jak będzie wyglądał przemieniony świat. Największą chyba niewiadomą jest sposób, w jaki dokona się nasze przejście do nowej rzeczywistości. Utarło się w tradycji chrześcijańskiej ukazywanie go w kategoriach „sądu”. Tym obrazem posługuje się już Stary Testament i trudno się dziwić, że nieraz budzi on zaniepokojenie. Wydaje się bowiem, że niesie ze sobą wizerunek Boga bardzo trudny do pogodzenia z ewangelicznymi przypowieściami o miłosiernym Ojcu czy zagubionej owcy... Nie ułatwiają nam też sprawy liczne dzieła artystów, dla których motyw sądu Boga nad światem stawał się okazją do przedstawiania wyszukanych kar, jakie spotkają ogromne rzesze odrzuconych przez Boga. Ciągną się za nami również całe wieki obfitujące w kazania, w których motyw sądu i potępienia służył jako swoisty straszak, mający „dopomagać” chrześcijanom w prowadzeniu moralnie poprawnego życia. Obraz sądu kojarzy nam się ponadto z naszym ludzkim wymiarem sprawiedliwości: podpadają pod niego przestępcy, efektem zetknięcia się z nim jest - lub być powinna – kara – stwierdził ks. Strzelczyk.

Czy mamy się bać Bożego sądu?  

– Jednak nawet Ewangelie – dodał – posługują się obrazem sądu tuż obok obrazów mówiących o miłości Boga do człowieka, o miłosierdziu, z jakim pochyla się nad grzesznikiem. Jak pogodzić te obrazy? Z naszego punktu widzenia sprawiedliwość wyklucza miłosierdzie, a miłosierdzie przekreśla sprawiedliwość. Zdaje się jednak, że z Bożego punktu widzenia sprawa wygląda nieco inaczej... - zauważył.

Ks. Strzelczyk przypomniał, że „tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony” (J 3,16-17). – Celem Bożego działania jest zbawienie, szczęście, pełnia życia człowieka, a jego motywem - miłość do nas. W Bożym sądzie ani motyw, ani cel nie zostają zawieszone, wyłączone. On sądzi, żeby zbawić. Sądzi, żeby miłość i miłosierdzie odniosły skutek w człowieku i świecie. Jak to możliwe? – pytał teolog.

– Warto sobie najpierw uświadomić, iż sąd w starożytności polegał przede wszystkim na rozsądzaniu sporów. Dlatego greckie słowo krinein - „sądzić” może znaczyć też „decydować”, „rozdzielać”. Nam sądzenie kojarzy się przede wszystkim ze skazywaniem. W biblijnych obrazach chodzi jednak bardziej o rozdzielanie i rozróżnianie niż o skazywanie. Wystarczy przywołać przypowieść o kąkolu, który przy żniwie ma być oddzielony od zboża (Mt 13 24—30), czy o oddzielaniu owiec od kozłów w dzień sądu (Mt 25,31-46). W nas i w świecie zło i dobro występują zmieszane, splątane. Sąd Boży położy temu ostatecznie kres. W wymiarze indywidualnym (sąd szczegółowy) zostaniemy ostatecznie oczyszczeni z grzechu i jego skutków (czyściec to właśnie ów moment czy stan oczyszczenia, przez który człowiek przechodzi). W wymiarze wspólnotowym (sąd ostateczny) ujawnione oraz oczyszczone zostaną skutki wszystkich ludzkich decyzji, a tym samym usunięte zło ze świata – tłumaczył ks. Strzelczyk.

A co z karą i potępieniem? – pytał dalej.

– Warto przypomnieć najpierw przypowieść o robotnikach w winnicy (Mt 20,1-15). Właściciel najmuje ich za denara za dzień. Niektórych zbiera z rynku zaledwie godzinę przed zakończeniem pracy, i im także ostatecznie wypłaca denara. Bóg gotów jest zrobić wszystko dla naszego zbawienia. Nie na darmo stał się człowiekiem i umarł za nas. Wystarczy minimum współpracy z naszej strony, by mógł nas ze sobą złączyć – być może przez bolesne oczyszczenie. Zagrożeniem dla nas nie jest Bóg i Jego sąd. Jesteśmy nim my sami, bo – niestety – zdolni jesteśmy do ostatecznego odrzucenia Go. On jednak nie przestanie nas szukać i jeśli znajdzie w nas choć odrobinę dobra, zdoła ją ocalić, oddzielić – pisał ks. Grzegorz Strzelczyk.


Historia GN jest tyleż długa co ciekawa. W kolejne „retrowtorki” w serwisie Retro Gość przybliżamy fragmenty tekstów oraz ilustracje, wyłowione z archiwum „Gościa Niedzielnego”. Warto też śledzić profil Retro Gościa na Instagramie!

 

« 1 »