Nowy numer 17/2024 Archiwum

Pamięć nie potrzebuje grobu

Wśród naszych zmarłych są jednak i tacy, którzy grobu - to znaczy miejsca, gdzie w trumnie przysypanej ziemią spoczywa ciało - nie mają. Czy ma to jakieś znaczenie dla żyjących? - zastanawiali się Urszula Rogólska i ks. Zbigniew Zalewski w "Gościu Niedzielnym" z 31 października 1999 r.

– Jest w Darłówku przy kanale portowym pomnik, poświęcony tym, którzy nie wrócili z morza. Na płycie widnieje dziewięć nazwisk. Niemal wszyscy to mieszkańcy Darłowa. Pobliskim kanałem wypłynęli w swój ostatni rejs, na swój ostatni połów. Jest w słowackich Tatrach, pod Osterwą, symboliczny cmentarz, gdzie na tablicach umieszczono nazwiska tych, którzy nie wrócili z gór. Jest takie miejsce także w polskich Karkonoszach. Takich tablic w górach całego świata jest mnóstwo. Jest tysiące – często symbolicznych i anonimowych – miejsc w całym kraju, gdzie przychodzą matki nienarodzonych dzieci. Brak grobu sprawia, że dla rodzin, przyjaciół, znajomych, ci zmarli są obecni z nimi niemal stale – pisali nasi dziennikarze.

– Gdyby w Klubie Wysokogórskim w Katowicach zapytać o tych, którzy grobu nie mają – pisali dalej – to większość wspomnień zacznie się od Jerzego Kukuczki, drugiego na świecie zdobywcy „korony Himalajów” – wszystkich czternastu szczytów ośmiotysięcznych. Dokładnie dziesięć lat temu, 24 października 1989 r., dziesięć lat po wejściu na swój pierwszy ośmiotysięcznik Lhotse, właśnie tam, na południowej ścianie, zginął i pozostał na zawsze – czytamy w wydaniu "Gościa" z 31 października 1999.

Pamięć nie potrzebuje grobu  

– Dowiedziałem się o śmierci Kukuczki, zanim wiadomość dotarła do domu – wspominał Ignacy Nendza, instruktor taternicki, przyjaciel J. Kukuczki. – W nocy miałem sen. Na stoku góry, za żerdkami, jakimi oddzielane są pola, stal Jurek z synami. Pytam go, co robisz, przecież jesteś na wyprawie, a on mówi: na chwilę przyjechałem, zaraz wracam, a ciebie zapraszam. Mówię, że nie mogę, a on na to: do zobaczenia za 28 dni. Przebudziłem się, a żona pyta, co mi jest. Odpowiadam: Jurek mi się przyśnił. Powiedziała: dobrze zapamiętaj tę datę. Za półtora dnia przyszedł komunikat, że Jurek nie żyje. Śniło mi się to o trzeciej, on zginął o dziewiątej – a właśnie sześć godzin różnicy czasu dzieliło nas od niego" – mówił Ignacy Nendza.

– Jurek był człowiekiem bardzo wierzącym, z życiową maksymą: Bez Boga ani do proga – wspomina Ignacy Nendza. – Okres Wszystkich Świętych to zaduma, ale i radość, bo wierzymy, że się kiedyś z nimi spotkamy w rajskich górach – dodał.


Historia GN jest tyleż długa co ciekawa. W kolejne „retrowtorki” w serwisie Retro Gość przybliżamy fragmenty tekstów oraz ilustracje, wyłowione z archiwum „Gościa Niedzielnego”. Warto też śledzić profil Retro Gościa na Instagramie!

« 1 »