„Gość Niedzielny” opisywał w 1930 r., jak wyglądał w Polsce wielki post w dawnych wiekach. Jeden ze zwyczajów przypominał trochę… śmigus dyngus.
- Posty obchodzone były dawniej w Polsce surowiej i ściślej niż w innych krajach Europy. Ale i ta zachodziła różnica, że gdy gdzieindziej zwracano więcej uwagę na ilość w spożywaniu pokarmów podczas postu, to Polacy przedewszystkiem stosowali się do jakości, a jedli postnych rzeczy zwykle dużo. To też jeden z księży francuskich bawiących w Polsce za Jana Sobieskiego powiada: „Post Polaków polega tylko na wstrzymywaniu się od mięsa i masła, zresztą wszyscy jedzą i popijają w ciągu całego dnia” – pisał „Gość” [zachowujemy tu pisownię oryginalną].
- W pierwszych wiekach swego chrześcijaństwa Polacy zachowywali post wielki tak surowo, że od jego połowy, czyli środopościa, aż do Wielkiejnocy nie przyjmowali pokarmów ciepłych i gotowanych, żyjąc tylko chlebem, suszonemii owocami i rybą wędzoną. I to właśnie dało w średnich wiekach początek zwyczajowi zachowywanemu przez lud wiejski i miejski dotąd, że w środę półpostną czyli na „półpoście“ swawolnicy wziąwszy rano stary garnek jako naczynie niepotrzebne, i napełniwszy go skorupami i popiołem podbiegają ukradkiem pod drzwi lub okiennice śpiącego sąsiada. W miastach kobiety mężczyznom a ci białogłowom i pannom idącym ulicą, rzucali i takie garnki pod nogi wołając: „Półpoście mości panie! lub Mościa pani! Mościa panno!“ – czy ten opis nie przypomina trochę śmigusa dyngusa? Tak samo, zresztą, jak kolejny:
Powołując się na ks. Rutowicza (1728— 1804), „Gość” podawał, że „w latach początkowych panowania Augusta III, że nawet chorzy nie mogący przyjąć popielcu w kościele, prosili o niego, aby im był dany w łóżku. Lecz pod koniec panowania tego króla, gdy wiara stygnąć zaczynała, popieleć ledwie miał ciżbę w kościele i to najwięcej od pospólstwa, po domach zaś go rozdawać zaniechano. Ale natomiast swawolna młodzież, nie fatygując księży, rozdawała go sobie sama, trzepiąc się po głowach workami popiołem napełnionemi. Często młokos przed lub za wychodzącą niewiastą, albo jaka dziewka przed lub za przechodzącym mężczyzną rzucała na ziemię garnek suchym popiołem napełniony tak blisko osoby, żeby popiół wzniesiony w powietrze osobę tę okurzył. Że zaś nie każdy mógł znieść cierpliwie taki ceremonjał mianowicie gdy ze swawolnikiem znajomości nie było, więc trafiało się, że wynikały z tego zwady i bijatyki”.
- W pierwszym i ostatnim tygodniu wielkiego postu poddawano mu się najsurowiej – pisał „Gość”. – Domy zamożniejsze używały w tym czasie oliwy zamiast masła, a uboższe oleju. Oliwą kraszon barszcz, znane były grzanki z chleba smarowane oliwą, obsypywane solą i kminkiem i rumienione na różnię nad węglami. Ryby stanowiły podstawę postu i dlatego przy wszystkich dworach, klasztorach i miasteczkach prowadzono ich hodowle w licznych stawach i sadzawkach. W Wielkopolsce do dziś podstawową potrawą postną jest żur. który nie tylko zaprawiają gosposie, lecz który nabyć można u każdego piekarza; w czasie postu wypiekają oni również specjalne postne obwarzanki obsypane solą i kminkiem – opisywał „Gość Niedzielny” w 1930 r.
Historia GN jest tyleż długa co ciekawa. W kolejne „retrowtorki” w serwisie Retro Gość przybliżamy fragmenty tekstów oraz ilustracje, wyłowione z archiwum „Gościa Niedzielnego”. Warto też śledzić profil Retro Gościa na Instagramie!