GN 47/2024 Archiwum

Rosyjskie miasto „żywych trupów”

„Pomimo że jestem tutaj już od dwóch lat, jeszcze ani razu nie widziałam kogoś śmiejącego się. My w Rosji teraz nie wiemy już, co to jest śmiech. Niech pani o tym napisze w swojej gazecie”.

Rhea Clyman urodziła się w 1904 r. na ziemiach polskich w żydowskiej rodzinie. Gdy miała dwa lata, jej rodzina przeniosła się do Kanady. Kilka lat później mała Rhea przeżyła ciężki wypadek. Została potrącona przez tramwaj. Lekarze musieli amputować jej nogę.

W wieku 24 lat wyjechała jako korespondentka londyńskiego dziennika „Daily Express” do ZSRR. Sporo podróżowała, opisując obozy pracy, a także wielki głód na Ukrainie. Niedługo potem została wydalona ze Związku Radzieckiego za „szerzenie kłamstw”.

W październiku 1932 r. w jednym z wydań „Gościa Niedzielnego” ukazała się wzmianka na temat Rhea Clyman i jej artykułu w brytyjskiej prasie, zatytułowana „Wspomnienia dziennikarki angielskiej z Sowietów”:

Dziennikarka angielska, Rea Clymann, której artykuły o Rosji Sowieckiej ukazały się niedawno na łamach „Daily Express”, a która została obecnie wydalona z Rosji za rzekomo niesprawiedliwe oraz tendencyjne opisywanie działalności Sowietów i ich sytuacji wewnętrznej, między innemi opisuje swoje wrażenia z miasta Kem, położonego o 1500 km na północ od Leningradu (dzisiejszy Sankt Petersburg – przy. PS). Do miejscowości tej jak wiadomo bolszewicy wysyłają więźniów, skazanych na ciężkie roboty.
Opis tego miasta daje pojęcie o nastroju jaki panuję ogólnie w Sowietach. „Już sama ta nazwa „Kem” – pisze korespondentka angielska – wywołuje u wszystkich w Rosji uczucie grozy i niesamowitego lęku. Pomimo że wygląd zewnętrzny Kemu nie robi wcale wrażenia specjalnie ponurego, w ciszy jaka w niem panuje, w milczeniu przechodniów oraz w ich trwożnych spojrzeniach, wyczuwa się od razu atmosferę tajemnicy. Następnie opisuje p. Clymann swój przyjazd: „Na pociąg, którym przyjechałam, oczekiwał na peronie tłum ludzi, pomiędzy którymi zauważyłam natychmiast kilku agentów GPU. Uderzył mnie przede wszystkiem fakt, że z całego tego tłumu na peronie jedynie dwie osoby wsiadły do pociągu i odjechały. Wjazd do Kem bez specjalnego pozwolenia jest wzbroniony zarówno Rosjanom jak i cudzoziemcom. Pewien inżynier, który jechał razem ze mną, powiedział mi, że w mieście tym nikt nie mieszka dobrowolnie. Tym zaś, którzy już tam mieszkają, nie jest łatwo się stamtąd wydostać.
Z pociągu, którym przyjechałam, wysiadły dwie kobiety, na spotkanie których pośpieszyło dwóch wynędzniałych mężczyzn w szarych ubraniach więziennych. Byli to zapewne ich mężowie. Jedna z kobiet, spoglądając na swego męża zmęczonym i cierpiącym wzrokiem, nie ruszając się z miejsca powtarzała wciąż w kółko Jedno zdanie: „Ach jak to długo 5 lat”. Zdanie to i ten głos utkwił mi na zawsze w pamięci. Jakiś młodzieniec, który zauważył, jak się przyglądam tej scenie, rzekł do mnie: „Na stacji w Kem można zobaczyć więcej dramatów niż w teatrach”.
W dalszym ciągu dziennikarka angielska opowiada w swych artykułach o tym, jak jej się udało zmylić czujność agentów GPU i przedostać się pomimo zakazu do miasta. „Siedząc na łóżku w hotelowym numerze – pisze – i przypominając sobie fortele, dzięki
którym udało mi się dopiąć swego, poczęłam się śmiać na głos. Obecna przy tern służąca była przerażona. „Pani się śmieje”, rzekła trwożnie, „pomimo że jestem tutaj już od dwóch lat, jeszcze ani razu nie widziałam kogoś śmiejącego się. My w Rosji teraz nie wiemy już, co to jest śmiech. Niech pani o tym napisze w swojej gazecie”.

Rosyjskie miasto „żywych trupów”   Wycinek szpalty "Gościa" z 1932 r.

***
Przed II wojną światową Rea Clyman pracowała w Niemczech jako korespondentka „Daily Telegraph”. Opuszczała nazistowskie Niemcy w 1938 na pokładzie niewielkiego samolotu wraz z grupą żydowskich uchodźców. Samolot rozbił się przy lądowaniu w Amsterdamie. Clyman, ze złamanym kręgosłupem, przeżyła katastrofę. Zamieszkała w Nowym Jorku. Zmarła 1981 r., w wieku 77 lat.

Historia GN jest tyleż długa co ciekawa. W kolejne „retrowtorki” w serwisie Retro Gość będziemy przybliżać fragmenty tekstów oraz ilustracje, wyłowione z archiwum „Gościa Niedzielnego”. Warto też śledzić profil Retro Gościa na Instagramie!

 

« 1 »