GN 47/2024 Archiwum

Jak dziad pod Kalwarią

Stach Kropiciel: „Gość Niedzielny” jest na to, aby tępić ciemnota tam, kaj łona jest, a szerzyć katolicko oświata.

Gawędy Stacha Kropiciela ukazywały się na łamach „Gościa Niedzielnego” w latach 1924–1973. Pisane po śląsku, pełne humoru i trafnych spostrzeżeń teksty były efektem wędrówek po Górnym Śląsku i obserwacji pozytywnych i negatywnych zjawisk. Tak przynajmniej zapewniał autor felietonów, 70-letni emerytowany górnik, który wyrusza z domu, żeby mieć o czym opowiadać czytelnikom: „Przyznom się, że nierod z zapieca wyłaża, bo na dwór to ani psa nie wygnać, a jeźli chca gawędy pisać, musza znowu wziąć nogi na ramie i iść, i przypatrywać się, jak dzisiej ludzie żyją, co robią, jak się bawią, abym mógł potem wyrżnąć gawędę i napisać tak, żeby się moja pisanina trzymała ładu i składu”.

Zobacz: QUIZ: Mówimy czy godomy? Czy znasz śląskie słowa?

Przypominamy felieton Stacha Kropiciela, który ukazał się w „Gościu Niedzielnym”, w numerze 27 z 1924 roku:

Musza dziś załatwić kilka listów, które mi ks. redaktor przesłał. Oto pisze mi jeden czytelnik „Gościa Niedzielnego”, żebych machnął w strona inteligencji, która bardzo mało żyje po katolicku. Posyła mi też książka „Historia Kościoła” i radzi mi zaagitować za powstaniem do życia „związku wiedzy dla wszystkich”. Za życzliwe słowa dziękuja. Jednak bez powodu nie moga machać w strona inteligencji naszej, bo wiem, że i tam są bardzo gorliwi, przykładni i wzorowi katolicy. Ja moga jeno wtedy machać, jak mom do tego powód, bo inaczej by ktosik jeszcze myśloł, że Kropiciel kropi wszystko, czy dobre lub złe. A temu nie tak. W sprawie samej zabierze ks. redaktor jeszcze głos, boch mu materiał oddoł.

Inny czytelnik. Jan P. z Królewskiej Huty, żali sie na stosunki w parafji św. Józefa, że tam niby jeszcze duch germanizacyjny panuje, bo ponoś pewien człowiek w zarządzie kościelnym źle sie wyraził o naszych Polkach, żeby w swoich wiejskich strojach na procesję Bożego Ciała nie przyszły. Miałoby to być prowda, to by było źle, bo myśla, że nasze stroje są piękne, to też sie tam przejada, aby zwietrzyć, jaki tam duch panuje.

Pan Jan K. z Radzionkowa radzi mi, abych o rzeczach szkolnych nie gaworzył, bo to niby polityka, a „Gość Niedzielny” nie jest do polityki. Jest na mnie zły i radzi mi pisać lepiej w obronie duchowieństwa, które bywa oczerniane, zaprasza mnie do siebie i obieca mnie poczęstować cygarem, które jemu i mnie podaruje ks. Radziński. Tak samo złości sie na mnie pewna Opolanka z Pawłowa za to, że pisałem, iż niektóre kobiety ze wsiów od Raciborza, Koźla i Opola swoje dzieci do niemieckiej szkoły posyłają. Radzi mi zamiatać przed innemi drzwiami, nazywa mnie panem Pisarzem i tuplikule, że Opolanie dla sprawy polskiej krew przelewali, a więc dzieci nigdy germanizować nie bydom. Słowa uznania wyraża czytelnik Bronisław J. z Lipin, żem tak dobrze napisoł w sprawie szkolnej i tak ostro wystąpiłech przeciwko germanizatorkom.

Moi kochani! znajduja sie w położeniu, jak ten dziad pod Kalwarją. Przychodzi ku niemu pani, dawa mu czeski i godo: „żykejcie dziadku, aby wojny nie było”. Podchodzi aufzejer z Litandry, który był ficefeldweblem Opolance musza odpedzieć, że łobuła sobie buty, które nie były dla niej szyte. Bo kiedy zwalczam głupotę u pewnych ludzi, to na co stawa w ich obronie kobietka, która jest uświadomiona. A potem brać mi za złe, iż możno dlatego na Opolanki wyjechałem, że w strojach wiejskich chodzą. To bych musioł na moja staro też wyjechać, bo chodzi w chustce, żuroku i mazelonce. Na co sie na mnie krzywić, kiedy po prostu pisza. Już mi tam żoden ocz nie zamydli, abych nie wiedzioł, co mom krytykować, a co pochwolić. „Gość Niedzielny” jest na to, aby tępić ciemnota tam, kaj łona jest, a szerzyć katolicko oświata. Przy wojsku dawa mu 2 czeskie i godo: „żykejcie dziadku, aby wojna, była”. No bo chcioł zostać feldfeblem. I cóż dziod sprytny na to? Głośno sie żegna i mówi: „Panie dej wojny, nie wojny, jeno takiej szarpaczki”.

Jeden czytelnik wyzywa, że pisza o sprawach szkolnych, drugi sie z tego raduje. Panie K.. sprawa szkolna nie mo z polityką nic do czynienia, ale z wychowaniem. A w sprawie wychowania dzieci Kościół musi mieć głos. Gawędy nie moga zapełniać ciagłą obroną księży, zresztą nigdy prześladowanie duchowieństwa nie ustanie, bo poplecznicy szatana tej walki nie popuszczą. Wolno psu na miesiąc szczekać. Księża są do tego już przyzwyczajeni, że ich sie oczernia i prześladuje, bo nie na darmo noszą na plecach krzyż na ornacie. Pierwszy lepszy pijak, rozpustnik i chachar chciołby robić duchowieństwu i kościołowi przepisy, jak mają żyć i pracować. Co do mnie, to na takie psie głosy ani nie kichna, prosza Cię panie K. tą walką sie nie przejmować i nie martwić.

W końcu bych prosił w listkach do mnie sie podpisać. Nie mom jezyka jak przekupka, abych wyklepał kto mi pisze. Poradza milczeć. Takzech sie dzisiej rozmachoł, jakby cepem w stodole, ale w łobronie dobrych spraw zawsze chętnie stanie uniżony sługa

Stach Kropiciel

Historia GN jest tyleż długa co ciekawa. W kolejne „retrowtorki” na portalu Gosc.pl i w serwisie Retro Gość będziemy przybliżać fragmenty tekstów oraz ilustracje, wyłowione z archiwum „Gościa Niedzielnego”.

« 1 »