Wolność i odpowiedzialność

Jonasz/GN 38/1980 (s.8)

publikacja 11.08.2020 07:39

Żyjemy w ciekawych czasach — co do tego nie ma dwóch zdań. Nie ma chyba także dwóch zdań co do tego, że ostatnie tygodnie były trudne, nerwowe, dla niektórych Pola-ków nawet bardzo nerwowe i wręcz ciężkie fizycznie — ale owocne i budzące optymizm.

Wolność i odpowiedzialność

Ogromne napięcia grożące narodową katastrofą zostały rozładowane nie za cenę jakiegoś „zgniłego kompromisu", który nic nie daje, bo nic w istocie nie zmienia — ale po-przez zmianę struktur społecznych, dającą szansę unikania tak wielkich napięć w przyszłości. - Gdyby chcieć w paru słowach powiedzieć, czemu to zimne lało tegoroczne było tak gorące, trzeba by sformułować hasło: „wolność i odpowiedzialność".

Co znaczy wolność, to wiemy wszyscy. Ale czy wszyscy wiemy, co znaczy odpowiedzialność? Mówi się — po stokroć słusznie — o robotnikach Wybrzeża, że wykazali wielkie poczucie odpowiedzialności. Słowo „odpowiedzialność" znaczy tutaj mniej więcej to samo, co roztropność: zrozumienie pewnych konieczności, których się nie prze-skoczy, ostrożność w działaniu, świadomość konsekwencji tych czy innych posunięć, wreszcie pewną ogólniejszą modrość życiową, którą Francuzi wyrażają w powiedzeniu, że lepsze jest wrogiem dobrego, a której polskim odpowiednikiem jest bezokolicznik „przedobrzyć"... Myślę jednak, a nawet pewien jestem, że robotnicy polscy wykazali w sumie ogromne poczucie odpowiedzialności również w innym sensie. Poczuli się mianowicie odpowiedzialni nie tylko za swój własny, ciasno pojęty los. Nie tylko za swoje własne zarobki i warunki pracy, lecz również za sprawy szersze, za sprawy wszystkich robotników, całej w ogóle „klasy pracującej", całego kraju. Bierzmy z nich przykład.

23 lipca br. czekałem na stacji kolejowej Warszawa Zachodnia (jakże obskurnej, w zestawieniu z nowowybudowanym dworcem PKS, który z nią sąsiaduje) na ekspres „Kaszub". Miało nim przyjechać dziecko znajomych z Sopotu. Informacji o spóźnieniach pociągów nie ogłaszano, ale że jednak łaskawie zapowiadano przyjazdy spóźnionych pociągów, więc spokojnie czekałem w poczekalni, co jakiś czas dowiadując się w informacji, że ekspres z Gdyni „zwiększył spóźnienie". Za którymś kolejnym razem dowiedziałem się jednak czegoś innego: że „Kaszub" już dawno przyjechał — i odjechał. Pracownik odpowiedzialny za ogłaszanie przez megafon zapomniał ogłosić... W rezultacie przedsiębiorcze dziecko pojechało autobusem samo, a ja za nim — cały w nerwach — taksówką.

Opisuję ten drobny i banalny wręcz fakcik nie dlatego, żebym chciał w tych historycznych chwilach użalić się z powodu kłopotu, który tragedią nie był. Mniejsza o ten kłopot, mniejsza nawet o to, że pracownica informacji dworcowej traktowała mnie cały czas jak natręta. Chcę zwrócić uwagę na jedno: że nie przyszło jej do głowy przeprosić mnie w imieniu instytucji. Nie przyszło jej do głowy, że wobec mnie o n a reprezentuje kolej i odpowiada za jej dobre funkcjonowanie. Ze jest współodpowiedzialna za pracę swej instytucji. Ze odpowiada nie tylko za kawałek świata wyznaczony końcem własnego nosa. Ludziom o takim poczuciu odpowiedzialności wolność społecznego działania na nic się nie przyda. Inna sprawa, kto jest winien, że jest ich tylu. Dzisiaj w każdym razie dzieło wychowania do odpowiedzialności powinno być sprawą wszystkich ośrodków ideowych. Wielka jest tu rola Kościoła. A że była ona dotąd przezeń bardzo dobrze spełniana, to ro-zumie każdy widz TV, który zauważył róża-nice wiszący na szyi Lecha Wałęsy, gdy pod-pisywał porozumienie w imieniu strajkujących robotników.